Wszystko zaczęło się w styczniowy niedzielny wieczór, kiedy to wracaliśmy z Warszawy, po weekendzie pełnym śmiechu, ale przede wszystkim łez i pożegnań. Jadąc i marudząc na głos zastanawiałam się, co będzie dalej? Co ja tam będę robiła, jak już tam polecę? A tak w ogóle, to czy na pewno polecę? Mając mnie już chyba trochę dość Oliwia wpadła na pomysł:
„Załóż bloga! Pisz o sporcie i kulturze, którą poznasz, ale tak wiesz… z perspektywy kobiety!”
Na początku pomysł wydawał się czystą abstrakcją, bo przecież nigdy o czymś takim nie myślałam. Jednak z każdym przejechanym kilometrem okazywał się coraz ciekawszy i bardziej kuszący. Po kilku dniach od powrotu stwierdziłam, że spróbuję. No i teraz pytanie- jak się będziesz blogu nazywał? Głowienia się co niemiara, pomysłów mnóstwo, jedne bardziej trafione, drugie mniej, aż w końcu przypomniał mi się film „Szybcy i wściekli: Tokio Drift”.
Gaijin! Tak Japończycy mówili do Shaun’a, głównego bohatera filmu, który był dla nich kimś obcym. Pamiętałam jednak, że chyba niekoniecznie było to pozytywne określenie, ale na tyle mi się spodobało, że postanowiłam trochę o tym poczytać. Okazało się, że określenie samo w sobie jest pochodzenia starożytnego. W XIII wieku było jeszcze stosowane do określania ludzi obcych i nieprzyjaciół. Z czasem traciło na swoim negatywnym wydźwięku. Niektórzy cudzoziemcy odwiedzający kraj kwitnącej wiśni zaczęli jednak oskarżać Japończyków o używanie tego określenia w kontekście rasistowskim i zmusili ich do zmiany słowa. Stąd „gaikokujin”- oficjalna nazwa obcokrajowca, używana w telewizji, dokumentach i podczas oficjalnych rozmów. Pomimo to w języku potocznym gaijin przewija się dość często i to bynajmniej nie w obraźliwym kontekście. Japończycy są do tego stopnia mili i uprzejmi, że dodają często przyrostek –san, czyli nic innego niż nasze „Pan/Pani”. Twierdzenie więc, że gaijin jest nieuprzejme i niegrzeczne, tworzy z nas prawdziwych outsider’ów, szczególnie dla osób znających historię tego słowa.
Na koniec postanowiłam zaczerpnąć jeszcze opinii z pierwszej ręki. Szybki poranny telefon do świeżo upieczonego „gaijin”, który tylko potwierdził to co przeczytałam. Słowo jak słowo, używane na co dzień do określenia kogoś, kto jest spoza Japonii, poznającego ich kulturę, życie codzienne i obyczaje. Czyli określenie idealnie pasujące do mnie 🙂
5 komentarzy
Powodzenia kochana Córeczko!!!
OBY marzenia się spełniały
Trzymam kciuki.. pisz pisz chętnie sama się czegoś dowiem:) już po 1 Twoim wpisie jestem mądrzejsza:) czekam na kolejne, powodzenia:*
Powodzenia, ja liczę na całą masę zdjęć i opisów Twoich wrażeń. Życzę Powodzenia w tym bogato kulturowym kraju wiśni 🙂 !
Świetna sprawa i świetny pomysł:) gratuluję i życzę powodzenia!
Bardzo fajnie piszesz:) Czyta się to “lekko” i przyjemnie-generalnie wszystko fajnie, ale co Ty u diabła robisz w Japonii?:)