Ostatnie trzy dni miałam spędzić na wycieczce do Hakone- nie wyszło. Pogoda nie dopisała i cały mój misterny plan poszedł w …. no właśnie. Dokładnie tam. Zostałam więc w Iwacie zupełnie bez pomysłu na to, czym się zająć i co ze sobą zrobić. Finalnie wczorajsze popołudnie spędziłam w onsesnie, ale cała ta ogromna część japońskiej kultury to temat na całkiem osobny wpis. Zawsze gdy wydaje mi się, że w najbliższej okolicy widziałam już wszystko, to okazuje się, że istnieje jeszcze jakieś genialne miejsce, o którym nie miałam zielonego pojęcia. Coż, w sumie to chyba dobrze ? Tak więc dziś o tym, jak kompletnie przez przypadek, a raczej nieświadomie trafiłam do zupełnie „niejapońskiego świata” i to w sąsiadującym z Iwatą Hamamatsu.
Umówiłam się z koleżanką na lunch. Nie zaczęło się najlepiej, gdyż jak zawsze napisała, że się spóźni. Ja już niestety od 10 minut byłam w drodze, więc bez sensu było się wracać. Zawsze się spóźnia. Zawsze. I pewnie dlatego mnie to już tym razem trochę zirytowało. Miejsce, w którym się umówiłyśmy jest oddalone od Iwaty jakieś 40 minut samochodem. Nigdy wcześniej tam nie byłam, więc nie chcąc się spóźnić wyjechałam nawet trochę wcześniej… Jadąc, ciągle myślałam tylko o tym, że znowu zmarnuję 20 minut siedząc i czekając przy stoliku. Jednak gdy z nawigacji dobiegło mnie upragnione „jesteś u celu” okazało się, że nie jest to jedynie restauracja. DLoFre’s to mini wioska stworzona na wzór skandynawskich miasteczek. W zamyśle miała pokazać Japończykom jak wygląda spokojne, powolne, bogate w organiczne produkty, życie Europejczyków z Północy. Czekając więc na Lisę zrobiłam szybki przegląd okolicy. Na początku wydawało mi się, że cała zabawa odbywa się tylko w kilku budynkach przy drodze.
Z czasem okazało się jednak, że budując to miejsce Masuda Construction zaadaptowało zdecydowanie większy obszar, który jak widać na miejscu, cały czas jest rozwijany i powiększany. DLoFre’s to stosunkowo nowy projekt. Wszystko zaczęło się od nowej autostrady Shin- Tomei, która biegnie przez północą część Hamamatsu. Jest to daleko od centrum, a krajobraz wokół wskazuje na to, że były to, a w zasadzie dalej trochę są, tereny rolnicze i raczej niezbyt gęsto zaludnione. Choć od momentu powstania autostrady podobno powoli zaczyna się to zmieniać. By wykorzystać jakoś tę pustą przestrzeń i przyciągnąć do niej ludzi stworzono tu właśnie, między innymi, to małe skandynawskie miasteczko. Na zdjęciach we wszystkich sklepikach czy restauracjach widać, że jeszcze 2-3 lata temu były to stare, zrujnowane baraki, kontenery lub stodoły. Ktoś jednak postanowił zainwestować trochę pieniędzy i zrobić z tego niesamowicie klimatyczne miejsce.
Motyw przewodni DLoFre’s to „Simple, slow, organic”, czyli „Prosto, powoli i organicznie”. Muszę przyznać, że udało im się stworzyć właśnie taką atmosferę tego miejsca. Duża w tym jednak, moim zdaniem, zasługa samych Japończyków. W wielu sklepikach i małych budyneczkach, w których znajdują się różne rzeczy do kupienia, niejednokrotnie całkiem drogie (np. talerze za 420 zł od sztuki, czy filiżanki po 210 zł za jedną), nie ma nikogo, kto by tego pilnował i patrzył klientom na ręce. Przed wejściem do każdego sklepu, kawiarni, restauracji, czy nawet przy każdym parkingu ustawiono stojaki na parasole, z których wszyscy mogą korzystać gdy tylko zacznie padać. Zamysł jest taki, że wychodząc zabieramy parasol i odkładamy go albo na parkingu, jeżeli idziemy już do samochodu, albo przed restauracją, do której chcemy się przenieść. Powiedzmy sobie szczerze- w Polsce takie parasole wytrzymały by dzień, góra dwa dni zanim ktoś stwierdziłby, że bardzo mu się ten parasol podoba i w sumie to czemu by go nie zabrać ze sobą. Nawet bajkowe figurki w Katowicach wytrzymały zaledwie dzień zanim je zdewastowano lub przywłaszczono……..
O tych wszystkich innych produktach, w tym całym sklepiku z rzeczami marki Marimekko, czy z organicznymi kosmetykami, dodatkami do urządzania wnętrz albo organicznymi produktami spożywczymi nawet nie wspominam. W Japonii uwielbiam to, że oni w ogóle nie myślą o tym żeby coś ukraść. Gdy w restauracji czy kawiarni, wychodząc do toalety zostawiłabym na fotelu otwartą torebkę z portfelem na wierzchu, a na stoliku telefon i książkę, to po powrocie zastałabym wszystko na swoim miejscu, nieruszone.
Wracając jednak do skandynawskiego miasteczka. Co tak dokładnie można tam znaleźć? Po zaparkowaniu samochodu, pierwszym miejscem, do którego weszłam było Kirpputori, czyli właśnie ten mały sklepik z porcelaną i zastawą stołową. Znajdował się on zaraz naprzeciwko większego budynku, w którym można było znaleźć różnego rodzaju organiczne produkty spożywcze, w tym na przykład ręcznie robioną sól morską o smaku pinot noir, rozmarynku czy skórki cytrynowej. Miody, dżemy, suszone warzywa i owoce, kawę, ale również meble, czy ozdoby domowe. Na piętrze była również winiarnia z ponad 40 rodzajami organicznego wina.
Taki sklep ze wszystkim, ale utrzymany w ekologiczno- organicznym klimacie. Bardzo fajne miejsce ? Sama skusiłam się na suszone pomidory, cukier kokosowy i dżem mleczno- truskawkowy.
Ze sklepu z wyposażeniem wnętrz można było wyjść na pięknie zagospodarowany „Ogród Nordycki”, który w pogodne weekendy zmienia się w jedną wielką kawiarnię na świeżym powietrzu (bardzo rzadko spotykane w Japonii). Kolejnym ciekawym miejscem jest też Fabryka, w której można znaleźć ponad 300 rodzajów pięknych, kolorowych wzorzystych materiałów.
Na miejscu prowadzone są również warsztaty i można własnoręcznie z nich coś uszyć. Większość dostępnych materiałów pochodzi również od Skandynawskich marek, czyli Marimekko i Cinnamark. Osobiście uwielbiam ten charakterystyczny dla Marimekko wzór z kolorowymi kwiatami.
Idąc dalej trafiłam na galerię z projektami wnętrz, bar w którym można było napić się domowej lemoniady o różnych smakach, ale też kupić piękne kolorowe serwetki, których rodzaje pokrywały całą ścianę. Co ciekawe, do otwarcia tego baru, wykorzystano stary, stojący w polu kontener. Naprzeciwko ustawione są krzesełka i stolik, a obok zaparkowali jeszcze starszego, dodającego nieprawdopodobnego klimatu Volkswagena „ogórka” 😀
Następnym ciekawym miejscem jest szklarnia w ogrodzie, w której kupić można przyrządy potrzebne do uprawy ogródka, specjalną ziemię do uprawy ziół, czy ozdoby ogrodowe. Dookoła rosły sobie drzewka limonkowe, powoli przekwitające słoneczniki i jakieś inne fioletowe kwiatko- krzaczki, których nie udało mi się rozpoznać 😛 W ogrodzie porozwieszanie były również małe wiszące hamaki, w których można było usiąść i w spokoju cieszyć się naturą.
Nie było mi to jednak dane, gdyż zebrała się dość spora burza, więc uciekłam szybko do znajdującej się obok restauracji DLoFre’s Cafe. Również genialnie urządzona, podtrzymująca skandynawski klimat całego miejsca, z ogólnie dostępną, małą biblioteczką i bardzo ładnie podawanymi daniami.
Czy smaczne nie wiem, bo wcześniej byłyśmy z koleżanką na lunchu w innej restauracji, po drugiej stronie miasteczka, nazywającej się „9sense dining”. Tam jedzenie było całkiem dobre, a przede wszystkim genialnie podane. Ja jestem akurat jedną z tych osób, które zdecydowanie jedzą oczami. Jak coś w smaku jest tylko ok, ale dobrze wygląda na talerzu, to od razu lepiej mi smakuje 😀
Zaraz obok 9sense dining znajduje się również hotel White MINKA, w którym można poczuć japoński klimat i gościnność, jednak urządzony i wyposażony oczywiście w skandynawskim stylu. Głównym założeniem było umożliwienie gościom zrelaksowania się i odpoczynku. Nie ma w nim żadnej elektroniki, gdyż w zamyśle miał on pomóc mieszkańcom w połączeniu się z naturą. Zdjęcia hotelu są ze strony http://dlofre.jp/shironominka/
Na koniec zajrzałam jeszcze do sklepu z kominkami i do sklepu marki Marimekko, w którym można było kupić różnego rodzaju torby, fartuszki, podkładki, dywaniki i tym podobne, a wszystko to kolorowe i wzorzyste.
Bardzo spodobało mi się również to, jak dbają w DLoFre’s o rozgłos w mediach społecznościowych. W każdym z obiektów wywieszona była kartka z napisem, że zachęcają do robienia zdjęć i oznaczania ich konkretnymi hasztagami lub profilem stworzonym dla konkretnego miejsca. Nie było to w żaden sposób natrętne. Prosta kartka na ścianie lub półce, którą każdy kto chciał spokojnie mógł zobaczyć.
https://www.instagram.com/dlofres.interior/
Całe miasteczko było też oczywiście jednolicie obrandowane, wszystkie tabliczki parkingowe w jednym stylu, drogowskazy, nawet tabliczki z nazwami roślin. Wszędzie można też było zaopatrzyć się w małą mapkę całego kampusu i tutaj kolejny plus- niektóre napisy na niej były też po angielsku 😛 Choć przyznam szczerze, że jak w większości miejsc w Japonii, mogliby się trochę bardziej otworzyć na zagranicznych klientów i turystów. Jedyną osobą, która płynnie mówiła po angielsku była Finka, która przyjechała do DLoFre’s na coś w rodzaju stażu, albo nawet wolontariatu. W tym roku skończyła liceum i miasteczko zasponsorowało Jej 3 miesięczną wizytę w Japonii. Nocuje w miejscowym hotelu i pomaga w Cafe DLoFre’s.
Cały ten wpis wziął się z tego, że wrażenie zrobiło na mnie to, jak Japończycy są w stanie wykorzystać kompletnie niezagospodarowaną przestrzeń. Przerobili zaniedbane stodoły i porzucone szklarnie, a zwykłe pola uprawne zmienili w atrakcję turystyczną, jednocześnie robiąc z tego bardzo modne i nowoczesne miejsce. Dodatkowo odpowiedzieli tym na panującą teraz modę na wszystko, co jest bio, ekologiczne, naturalne i organiczne. Stworzyli bardzo stylowe, utrzymane w genialnym klimacie skandynawskie miasteczko, a wszystko to zaledwie 30 minut od tak zupełnie odmiennego i bardzo japońskiego centrum Hamamatsu. Swoją drogą, to koniec końców, koleżance powinnam chyba podziękować za to spóźnienie, bo gdybyśmy się spotkały po prostu na lunch, to pewnie bym tylko weszła, zjadła i wyszła, a tak miałam czas by zobaczyć, jak wygląda DLoFre’s i po wspólnym lunchu zostałam tam jeszcze sama przez 1,5 godziny 😀
Jeżeli podobał Wam się wpis zachęcam do klikania serduszka w lewym górnym rogu oraz komentowania 🙂
3 komentarze
Uwielbiam takie miejsca 🙂
Na ten dżem mleczno-truskawkowy też bym się skusiła. Ale ogólnie, co za niesamowita koncepcja, żeby zrobić norweską wioskę
Z jakiegoś powodu Japończycy lubią kraje Skandynawskie… A Muminki wręcz uwielbiają