W tym sezonie Jubilo zaczęło jeździć na wyjazdowe mecze dwa dni wcześniej- dla drużyny może i fajnie, dla mnie gorzej, bo nie znoszę siedzieć sama w domu. Tak też było w ostatni weekend, kiedy to Krzysiek poleciał na mecz z Sagan Tosu już w piątek, a ja miałam w perspektywie 3 dni tylko i wyłącznie własnego towarzystwa… O nie- nie dałoby tak rady, więc szybka wymiana wiadomości z Lisa i już miałyśmy zaplanowaną całą sobotę i niedzielę 😉
Pierwszego dnia wybrałyśmy się do Hamamatsu Flower Park. Jest to ogród botaniczny, położony na brzegu jeziora Hamana liczący 30 000 m2. Zaprojektowany jest tak, by przez cały rok można w nim było podziwiać 3 tysiące różnych gatunków kwiatów. Gdy pierwszy raz byliśmy w tym parku z Rodzicami Krzysia w Święta Wielkanocne, cały park pokryty był dziesiątkami tysięcy kolorowych tulipanów. Z ręką na sercu, nie widziałam jeszcze tak pięknego ogrodu. Za wejście od marca do kwietnia dorośli płacą 950 jenów, natomiast od lipca do września wejście jest darmowe dla wszystkich odwiedzających.
(w każde zdjęcie wystarczy kliknąć,żeby je powiększyć 😉 )
Gdy teraz w sobotę wybrałyśmy się na spacer i piknik do tego Parku Kwiatów większość tulipanów już przekwitła, za to aleje wypełnione były różnokolorowymi bratkami, a główną atrakcją była kwitnąca glicynia (łac. wisteria). Fioletowe sznury kwiatów zwisały z ponad 150 metrowej pergoli, a zapach unoszący się w powietrzu jest od tego czasu jednym z moich ulubionych. Poza tym w całym parku porozsadzane były w doniczkach mniejsze drzewka glicynii z kwiatami w kolorze białym, czy różowym.
Po całej sesji zdjęciowej usiadłyśmy sobie pod drzewem przy jednym ze stawów, w którym pływały gigantyczne, kolorowe karpie i ciesząc się świecącym słońcem wzięłyśmy się za zjadanie japońskich przysmaków z onigiri na czele. Jest to ryż uformowany w trójkąty lub kulki, czasem zawinięty w nori (wysuszone, jadalne wodorosty), nadziewany różnego rodzaju farszem.
Po pikniku ruszyłyśmy dalej na spacer po parku, gdzie jedną z atrakcji jest japoński ogród, w którym od czerwca kwitną fioletowe i żółte irysy, a wcześniej sakura. Teraz alejki obsadzone były azaliami, uformowanymi jak żywopłoty, ostróżką (chyba, bo ciężko nam to było zidentyfikować 😛 ) i odmianami wiśni które zakwitają później niż zwykła sakura.
Na koniec weszłyśmy do ogromnej szklarni, w której znajdował się między innymi ogród z roślinami z wyspy Bali, ogromne storczyki, jakieś niezidentyfikowane przeze mnie niebieskie wiszące roślinki i wiele innych, których nazw nie znam, ale mimo iż nie jestem jakąś fanką kwiatów, to oko się cieszyło patrząc na nie 🙂 Obok był jeszcze cały zestaw wielkich kaktusów i coś fluorescencyjnego rosnącego na skałach.
Po wyjściu z parku, pojechałyśmy na kawę do lasu, w którym ni stąd ni zowąd nagle przeniosłam się o 8tys kilometrów i miałam wrażenie, że siedzę w kawiarni w Toskanii. Budynki w starym europejskim stylu i sklepiki z przeróżnymi europejskimi wyrobami z ceramiką z Bolesławca na czele. Nawiasem mówiąc jest ona bardzo sławna w Japonii i ludzie bardzo ją sobie tutaj cenią. Wieczorem wybrałyśmy się na sushi do jednego z najlepszych miejsc w Hamamatsu i tak skończyła się sobota, która wstępnie miała być nudna i samotna 😉
W niedzielę Jubilo grało mecz o 16, więc umówiłyśmy się na 12 by pojechać do Fukuroi, miasta obok Iwaty, które znane jest między innymi z tego, że znajduje się w nim ECOPA, jeden ze stadionów wybudowanych na Mistrzostwa Świata. Jest to 50 tysięcznik, na którym swoje większe mecze rozgrywa teraz Jubilo, Shimizu, czy Fujieda MYFC, drużyna w której w zeszłym roku grał brat Krzyśka. Jednak to nie ten obiekt sportowy był celem naszej wycieczki, a buddyjska świątynia Hattasan Soneiji, gdzie odbywał się targ, na którym wystawiali się regionalni handlarze.
Można było kupić antyki, ubrania, produkty ręcznej roboty i mnóstwo różnych przysmaków od lokalnych piekarzy, sklepikarzy i restauratorów.
Świątynia wybudowana została w 725 roku i znana jest z tego, że pomaga w odpędzeniu zła i pozbyciu się pecha. Pomóc ma w tym wspinaczka po stromych schodach, które prowadzą do głównych budynków i zjedzenie, zakupionych na miejscu dango– japońskich kulek zrobionych z mąki ryżowej. Na te w świątyni kupowało się specjalne kupony, a następnie zjadało w towarzystwie zielonej herbaty. Zwykle dango podawane są w postaci 3 kulek na patyku, natomiast te były prostokątne, z pastą ze słodkiej fasoli na wierzchu. Co najlepsze, ludzie, włącznie z moimi towarzyszkami wycieczki, naprawdę wierzą w to, że zjedzenie tych przysmaków odpędzi złe duchy i pecha z ich życia na najbliższy rok 😉
Uroku całemu miejscu dodawała wszechobecna zieleń na drzewach, połączona z czerwonymi tori, drewnianymi mostkami i strumykami płynącymi wzdłuż drogi. Ciekawostką była zawieszona tablica, na której wypisane były lata życia kobiet i mężczyzn, którzy w danym roku mogą spodziewać się pecha, bądź jakiś złych wydarzeń, którym mogą zapobiec odwiedzając świątynię Hattasan. Poza tym na terenie tego obiektu znajdowały się też kwitnące wisterie, które po raz kolejny tego weekendu mnie zachwyciły.
Na koniec wróciłyśmy do domu, by zobaczyć mecz Jubilo, który na szczęście wygrali i przywieźli do Iwaty 3 punkty 🙂 Może jednak coś jest w tym wyjeżdżaniu 2 dni wcześniej 😉 Oni wygrywają, a ja zwiedzam i poznaję kulturę tego ciekawszego z dnia na dzień kraju 🙂
Jeżeli podobał Wam się wpis zachęcam do klikania serduszka w lewym górnym rogu oraz komentowania 🙂
1 komentarz
Sama chętnie wybrałabym się na taki spacerek z synem 😉 Pozdriawiam