Pierwszy raz byłam w Hiroszimie 3 lata temu przy okazji wizyty na turnieju, w którym brała udział nasza piłkarska kadra U-19. Nie mieliśmy wtedy zbyt wiele czasu na zwiedzanie, w związku z czym skończyło się na wizytach w tych najpopularniejszych miejscach turystycznych- wyspa Itsukushima, potocznie nazywana Miyajimą oraz znajdująca się na niej świątynia wraz z najbardziej rozpoznawalną bramą torii w całej Japonii. Do tego Kopuła Bomby Atomowej, Park Pokoju oraz Muzeum poświęcone tragicznym wydarzeniom z 1945 roku. Teksty na ten temat mogliście znaleźć oczywiście na blogu, linki podrzucam Wam na samym dole. Tym razem wybierając się na mecz miałam zdecydowanie więcej czasu, w związku z czym czas na zwiedzanie Hiroszimy mogłam poświęcić dla na tych mniej popularnych miejsc, spokojnie przechadzać się po najpiękniejszym ogrodzie w Japonii i delektować się smakami miejscowych hiroshima-yaki.
Do Hiroszimy dojechałam w czwartek o 22. Miałam być godzinę wcześniej, ale gdy byłam już w pociągu z Iwaty do Hamamatsu, gdzie zawsze przesiadam się w shinkansena, zorientowałam się, że nie zabrałam ze sobą ani paszportu, ani tak zwanej Zairyu Card, czyli powiedzmy mojego japońskiego dowodu. Niestety bez jednego z tych dwóch dokumentów ani rusz w kwestii meldowania się w hotelach. Z prędkością światła musiałam wrócić do domu i zdążyć na ostatni tego dnia pociąg do Hiroszimy. Jakim cudem mi się udało? Do teraz nie mam pojęcia. Wyjątkowo szczęśliwie złożyły mi się pociągi tam i z powrotem, biegłam jak szalona ze stacji do mieszkania spalając tym samym wszystkie kalorie jakie przyjęłam wcześniej tego dnia w ramach Tłustego Czwartku no i przede wszystkim- Pan w okienku na stacji tym razem niespodziewanie sprawnie zmienił mój bilet. Tu też informacja dla podróżujących po Japonii. Jeżeli z bliżej nieokreślonego powodu nie wykupiliście sobie JR Pass’a do jeżdżenia pociągami, tylko za każdym razem kupujecie bilet na shinkansena z rezerwacją miejsca na konkretną godzinę, to póki pociąg nie odjedzie możecie go jeszcze wymienić na inny termin, tak jak mi udało się to zrobić w tym wypadku. Biorąc pod uwagę ceny biletów- bywa to zbawienne 😉
Zamek w Hiroszimie
Po zameldowaniu się w hotelu, który miałam zaraz obok stacji, postanowiłam zrobić sobie jeszcze krótki spacer po okolicy. Stosunkowo niedaleko, bo niecałe 2 km w jedną stronę znajdował się Zamek w Hiroszimie więc ruszyłam sprawdzić, czy nie jest może jakoś ładnie podświetlony. Nie był. Prawdopodobnie przyszłam tam po prostu za późno, bo aż do 7 kwietnia 2019 w ogrodach zamkowych oglądać można wystawę teamLab będącą częścią projektu sztuki cyfrowej teamLab’s Digitized City. Koncepcja polega na tym, że niematerialna technologia cyfrowa może zamienić miasto w sztukę, nie zmieniając go fizycznie. Na czym polega cała zabawa możecie zobaczyć na filmiku poniżej. Bardzo żałuję, że nie udało mi się zdążyć, bo na żywo musi robić genialne wrażenie. Niestety- iluminacje trwają do 21:30.
Do samego zamku wróciłam jednak następnego dnia. Wybudowany w samej końcówce XVI wieku nazywany jest również Zamkiem Karpia, ze względu na okolicę, w której powstał. Nazywała się ona Koi-no-ura, a koi to po japońsku po prostu karp. Jako że miasto rozwinęło się dokładnie wokół niego, stał się nie tylko gospodarczym, ale i fizycznym centrum Hiroszimy. Mimo iż przetrwał okres Meiji został oczywiście doszczętnie zniszczony podczas wybuchu bomby atomowej. Trzynaście lat później zrekonstruowano go dokładnie na wzór pierwotnego budynku. Do dziś otacza go fosa oraz mury obronne. Wiosną jest jednym z najważniejszych punktów w mieście, w które przychodzi się podziwiać kwitnące wiśnie. Główny budynek w postaci drewnianej wieży zamkowej ma 26,6 metra wysokości i liczy 5 pięter. To znaczy japońskich pięter… Oni tutaj parter liczą jako pierwsze piętro 😉 Bezpośrednio pod nim znajduje się jeszcze 12,5 metrowy kamienny mur. Sam budynek z zewnątrz wygląda całkiem ładnie, znajdujące się w środku wystawy nie zrobiły na mnie szczególnego wrażenia, jednak warto wejść na ostatnie piętro, na którym znajdziecie punkt widokowy. Dodatkowo warto też przejść się dookoła fosy od północnej i zachodniej strony zamku- ładnie wygląda wznosząc się ponad murami nad wodą.
Cena biletu dla osoby dorosłej za wejście do zamku: 370 jenów
Zwiedzanie Hiroszimy- najpięknieszy japoński ogród w kraju
Jednak to nie zamek był pierwszym miejscem, które odwiedziłam tego dnia w Hiroszimie. Sukkei-en jest uważany za jeden z najpiękniejszych japońskich ogrodów w całym kraju. Powiem tak, zanim kupiłam bilet i przeszłam przez bramę podejście do tej teorii miałam dość sceptyczne. Przez te ostatnie 4 lata kilka ogrodów widziałam, wiele z nich było naprawdę ładnych. Dodatkowo większość z nich była po prostu bardzo podobna do siebie. Wyjątkowe wrażenie robiły przede wszystkim w konkretne pory roku- wiosną i jesienią. Jednak Sukkei-en rzeczywiście mnie zachwycił. Czym? Znaleźć w nim można było WSZYSTKO, co przeciętnemu obcokrajowcowi kojarzy się z Japonią. Pola ryżu i herbaty? Proszę bardzo. Las bambusowy, drzewa wiśni i momiji? Nie ma sprawy. Góra Fuji, domki herbaciane, stawy, GIGANTYCZNE karpie i kamienne mosty? A jakże! Były nawet wodospady i żółwie.
Po parku można sobie przejść jedną z dwóch proponowanych tras lub po prostu chodzić po swojemu, gdzie nas nogi poniosą. Pierwsza z zaplanowanych dróg zajmuje około 40 minut, a ta druga, krótsza, 20 minut. W samym środku ogrodu znajduje się staw Takuei, a na nim ponad 10 wysepek. Można przez niego przejść używając mostu Koko-kyo będącego symbolem pomostu pomiędzy niebem i ziemią. Oczywiście jak wszystko inne w mieście, ogród został zniszczony podczas wybuchu bomby w 1945 roku, jednak odbudowano go, by wyglądał tak jak przed wojną. Jedną z najciekawszych roślin w ogrodzie jest drzewo, które jako jedyne przetrwało atak na Hiroszimę. Oczywiście jego większe bądź mniejsze gałęzie spłonęły, jednak samo drzewo przetrwało do dziś, a jego nasiona rozsyłane są po całym świecie w ramach szerzenia pokoju.
Cena biletu dla osoby dorosłej za wejście do ogrodu: 260 jenów
Park Pokoju i Kopuła Bomby Atomowej
Będąc w Hiroszimie nie mogłam nie odwiedzić po raz kolejny Parku Pokoju i nie spojrzeć choć przez chwilę na Kopułę Bomby Atomowej. Po raz kolejny miejsce to zrobiło na mnie dokładnie takie samo wrażenie jak za pierwszym razem. Cisza. Ogłuszająca cisza, która dudniła w uszach. Powaga i kompletny spokój dookoła. Pamiętam, że gdy byliśmy tam 3 lata temu po raz pierwszy to mimo tego, że byliśmy w dwójkę niewiele ze sobą rozmawialiśmy. Każdy był skupiony na czytaniu tablic informacyjnych i własnych przemyśleniach. Tym razem nie wchodziłam już do Muzeum, jednak jeżeli interesuje Was więcej informacji na ten temat i relacja z mojej pierwszej wizyty w tym miejscu to TUTAJ podrzucam link.
Tym razem zauważyłam jednak, że zaraz obok mostu, z którego wszyscy robią zdjęcia Kopuły, zaraz przy Caffe Ponte Italiano, która może być dla Was punktem orientacyjnym, znajduje się pomost, z którego odpływają statki na Miyajimę. Przepływają przez rzekę Motoyasu dzięki czemu można cieszyć się widokiem miasta z wody, a następnie po wypłynięciu na morze przyspieszają dzięki czemu są najszybszym środkiem transportu z Parku Pokoju na Itsukushimę. Trasa w jedną stronę zajmuje 45 minut, a koszt w jedną stronę dla osoby dorosłej to 2000 jenów (w dwie strony 3600). Przydatną informację dla osób, które chciałyby spędzić noc na Miyajimie jest to, że bilet na łódkę w dwie strony ważny jest przez dwa dni.
Okonomimura- zwiedzając Hiroszimę musisz skosztować…hiroshima-yaki
Zwiedzając Hiroszimę nie można nie spróbować miejscowej wersji potrawy zwanej okonomiyaki. Istnieją dwie szkoły- jedna pochodzi z Osaki, druga właśnie z Hiroszimy. Oczywiście jedna i druga uważa, że ma rację w kwestii tego, który z przepisów jest tym oryginalnym, a który wariacją na temat ich wersji. Okonomiyaki to nic innego jak placki na bazie poszatkowanej białej kapusty z różnymi dodatkami, które wedle uznania możemy sobie dobierać. Hiroshima-yaki zawierają dodatkowo makaron (sobę lub ramen) i sadzone jajko, a składniki są raczej poukładane warstwami, a nie wymieszane ze sobą tak jak w przypadku placków pochodzących z Osaki. Nie ma lepszego miejsca w Hiroszimie by skosztować tego specjału niż Okonomimura.
Cóż to takiego? Budynek, w którym na 3 piętrach znajdują się same stoiska z okonomiyakami. Wygląda to mniej więcej tak, że wokół rozgrzanej żeliwnej płyty w kształcie litery U po jednej stronie poustawiane są krzesła przy których siedzą klienci, a w środku znajduje się kucharz, który na naszych oczach przyrządza danie. Te małe restauracyjki oddzielone są od siebie zwykle jakąś małą ścianką… no i tyle. Zaczyna się kolejna. Mojego placka przygotowywał starszy Pan na drugim piętrze, na samym końcu po lewej stronie- bardzo dobry- polecam. Jakby jednak zapomniał tak jak mi, dorzucić Wam ekstra dodatków, o które prosiliście to nie zapomnijcie się upomnieć 😛
Relację z całej wizyty w Hiroszimie, w tym filmik z tego, jak wyglądało przygotowywanie mojego placka znajdziecie na moim —> INSTAGRAMIE <— w wyróżnionych relacjach.
Jak najlepiej zwiedzać Hiroszimę? Rowerem!
Po zjedzeniu obiadu pojechałam odpocząć chwilę do hotelu przed meczem. No właśnie- pojechałam. Centrum Hiroszimy najlepiej zwiedzać moim zdaniem na rowerze. Te najważniejsze atrakcje plus Park Pokoju są oddalone od siebie o 1,5-2km, także przy ładnej pogodzie rower jest wręcz idealnym rozwiązaniem. Ja skorzystałam z opcji wynajęcia Peacecle’a. Jako ,że w Hiroszimie wszystko jest „pokojowe” to i rowery nie są bicycle, a „peacecle” 😉 Parkingi, z których możecie je odebrać, lub na których możecie je zostawić są przy wszystkich najważniejszych punktach turystycznych, ale nie tylko. Wypożyczyć taki rower można na dwa sposoby. Pierwszym z nich jest rejestracja przez stronę internetową, wymagająca posiadania karty kredytowej, a druga to wizyta w jednym z punktów obsługi w celu pobrania IC CARD, którą później możecie zwrócić i odzyskać 500 jenów depozytu. Ja osobiście miałam taki punkt obsługi w swoim hotelu, w związku z czym zeszłam tylko do recepcji, powiedziałam, że chcę skorzystać z Peacecla, dostałam kartę zapłaciłam i zeszłam na dół po rower. Koszt wypożyczenia roweru na cały dzień to 1500 jenów, a wypożyczenie go po godzinie 14:00 to 800 jenów.
Jedyny minus polega na tym, że gdy chcecie zarejestrować się przez Internet, a nie pobierać karty w punkcie obsługi, to formularz, który musicie wypełnić jest w języku japońskim. Gdzie kliknąć i co wpisać macie teoretycznie rozpisane i wyjaśnione po angielsku na ich stronie internetowej i na ulotkach, jednak jest to odrobinę skomplikowane. Same rowerki, o czym może warto wspomnieć, mają koszyki z przodu, są w charakterystycznym czerwonym kolorze i są rowerami elektrycznymi dzięki czemu jazda po mieście, nawet pod górkę nie męczy 😀 Decydując się na opcję wynajęcia przez stronę (możecie też pobrać aplikację) wybieracie parking, z którego chcecie odebrać rower, wybieracie numer roweru, po czym na maila dostajecie kod, który wpisujecie na specjalnym panelu przymocowanym pod siodełkiem. W przypadku, gdy posiadacie kartę IC przykładacie ją tylko do panelu i automatycznie zwalniana jest blokada. Peacecle można zostawiać na jakiś czas w tak zwanych „portach”, czyli na ich parkingach albo na miejskich parkingach rowerowych. Powiem szczerze, że jak dla mnie było to IDEALNE rozwiązanie problemu poruszania się po mieście. Dotarłam wszędzie, szybko i przyjemnie 🙂
Dzień skończyłam na meczu Jubilo, a następnego rana ruszyliśmy na wyspę, o której nie wiedzą nawet niektórzy Japończycy… przeczytacie o niej za tydzień 😉
11 komentarzy
Bardzo lubię podejrzewam, ale w te rejony chyba raczej nigdy nie dotrę
Piękne zdjęcia i bardzo wartościowy wpis. Jaki to motyw bloga?
Bardzo ciekawa relacja. Czytałam z wielkim zaciekawieniem. Zdjęcia przepiękne, a iluminacja rzeczywiście robi wielkie wrażenie.
Japonię mam w planach na 2020! Już wiem z jakiego bloga będę korzystał podczas zwiedzania 🙂
A nam powiedziano, że nie ma co w Hiroszimie zwiedzać dlatego nie pojechaliśmy ! Po twoimtekscie żałuje bardzo. Przy następnej wizycie na pewno odwiedzę to miasto. Dzięki
Twoja relacja wygląda naprawdę interesująco. Na pewno skorzystam podczas wyjazdu do Japonii 🙂
Nie miałam pojęcia, że Hiroszima ma tyle do zaoferowania i jest taka atrakcyjna. Kojarzyła mi się tylko z bombą atomową i zawsze wyobrażałam ją sobie szarą i smutną. A tu proszę – ciekawe budynki, piękne ogrody…. Naprawdę zachęcające miasto 🙂
Kawał niesamowicie ciężkiej historii związany jest z tym miejscem! Ciekaw jestem, jak czułbym się stojąc w punkcie zero!
ten blog jest cudowny! Właśnie wróciłam z Japonii i prawie całą wycieczkę zaplanowaliśmy zainspirowani Twoimi wpisami! DZIĘKUJEMY!
super! bardzo mnie to cieszy!
Dzięki serdeczne za polecenie tej trzypiętrowej miejscówki z barami serwującymi okonomiyaki. To zdecydowanie mój nr 1 jeśli chodzi o japońską kuchnię – będę w listopadzie przelotem w Hiroszimie, to na pewno się do Okonomimury wybiorę. Ps. Bardzo fajny blog, z bardzo fajnymi wpisami o tematyce wychodzącej często poza utarte schematy, Pozdrawiam i dziękuję za porady, którymi się tu dzielisz