Poznawałam już Iwatę wzrokiem i smakiem, kolej na zmysł węchu. Wczoraj o 14 Jubilo grało sparing w Nagoi z miejscowym Grampus. Do rozpoczęcia sezonu pozostał już tylko niecały tydzień, więc przygotowania idą pełną parą. W związku z tym musiałam sobie jakoś zaplanować dzień. Gdy ostatnio zwiedzając Iwatę dostałam w ratuszu mapkę z zaznaczonymi miejscami turystycznymi, które warto zobaczyć, od razu rzuciło mi się w oczy The Museum of Fragrance Iwata, czyli po prostu Muzeum Zapachów. Nigdy wcześniej nie byłam w takim miejscu, a nawet o takim nie słyszałam. W ciągu tygodnia jakoś nie było okazji żeby się tam wybrać, więc wykorzystałam wczorajszą wolną i przede wszystkim słoneczną sobotę. Wspomniane Muzeum znajduje się po drugiej stronie Iwaty, na moje szczęście 5 minut pieszo od drugiej w Iwacie stacji kolejowej. Tym samym pod koniec dnia mogłam nie tylko zaznaczyć kółeczkiem na mapie kolejne obejrzane miejsce, ale też odhaczyć pierwszą podróż japońskim pociągiem.
Zanim wsiądziemy do pociągu musimy oczywiście tak jak wszędzie kupić bilet. Zajmuje to jakieś 30 sekund gdy korzystamy z automatów ustawionych przed bramkami wpuszczającymi na perony. Kupując bilet nie wybieramy miejsca, w które się udajemy, tylko kwotę na ekranie, którą wcześniej trzeba gdzieś sprawdzić. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia gdzie oni to sprawdzają, bo jak rozglądałam się dookoła to nie było żadnej tablicy z rozpiską informującą, że podróż do Hamamatsu kosztuje tyle, do Nagoi tyle, a jeszcze gdzieś tam tyle. Kilka dni wcześniej byłam jednak w centrum turystycznym znajdującym się obok dworca i korzystając z translatora w telefonie i próbując się dogadać na migi, dowiedziałam się, że przejazd na kolejną stację kosztuje 140 jenów. Niestety Panie w informacji turystycznej nie mówią po angielsku… Po kupieniu biletu, przeszłam przez niczym nie zabezpieczone bramki, wkładając tylko bilet w odpowiedni czytnik i odbierając go po drugiej stronie. Kolejny przykład na to, że Japończykom nawet nie przychodzi do głowy, że ktoś mógłby oszukiwać i np. nie kupić biletu 😉 Pociągi jeżdżą co 10-15 minut i są do bólu punktualne. W środku panuje grobowa cisza i spokój, bo nie wolno w nich jeść, rozmawiać przez telefon i robić innych rzeczy, które w jakikolwiek sposób mogłyby przeszkadzać naszym towarzyszom podróży. Gdy po 3 minutach wysiadłam na następnej stacji, po raz kolejny musiałam włożyć do czytnika kupiony wcześniej bilet, ale tym razem nie dostałam go już z powrotem, tylko został gdzieś w czeluściach żelaznego przejścia.
Muzeum okazało się być piętrowym, zielonym budynkiem z małym parkiem po drugiej stronie ulicy. Niestety wchodząc do środka po raz kolejny przekonałam się, że wcześniejsze gadanie o tym, jak to prawie wszyscy Japończycy mówią po angielsku i że nie będzie najmniejszych problemów z porozumiewaniem się, było kompletną bzdurą. Znowu na migi i z translatorem w ręce kupiłam jakoś bilet i zaczęłam od zwiedzania piętra. Na wejściu znajdowało się 5 kabin. W każdej z nich ustawione było krzesełko, a przed nim wnęka, w której wyświetlany był hologram balonika. Gdy włożyło się do środka rękę i tak jakby przebiło balonik, to ze specjalnego otworu wydzielał się jeden z 5 możliwych do poczucia zapachów, inny w każdej kabinie. Poza melonem i drzewem aloesowym, był też zapach starożytnego Egiptu albo lodów 🙂 Poza kabinami zapachowymi można też było zwiedzić salę, w której poznawało się historię zapachów i perfum, musiałam jednak zadowolić się w niej jedynie pooglądaniem eksponatów, gdyż wszystkie wyjaśnienia i historie na ekranach były napisane krzaczkami. Poza tymi dwoma atrakcjami, można też było znaleźć 2 tak zwane „punkty zapachowe” w których poustawiane były otwierane słoiczki, a w każdym z nich inny zapach, który można było poczuć. Dodatkowo, była też możliwość zobaczenia wystawy japońskich lalek. Nie wiem, co miała ona wspólnego z zapachami, ale sobie była.
Najfajniejszym miejscem w całym muzeum było znajdujące się na parterze małe laboratorium, w którym za dodatkową opłatą, można było stworzyć sobie specjalnie wygenerowany dla nas perfum. Zaczynało się od wąchania baz (8 różnych dla kobiet i 5 dla mężczyzn). Każda z nich miała swoją nazwę i rozpisane nuty zapachowe. Następnie usiadłam przed komputerem, gdzie wypełniłam przygotowaną wcześniej ankietę. Pytania dotyczyły płci, wieku, długości włosów, kształtu twarzy, preferowanego stylu ubierania się, tego jak chcemy być postrzegani przez innych oraz kilku innych rzeczy. Gdy wypełniłam ankietę na podstawie moich odpowiedzi został wygenerowany przepis na idealny dla mnie zapach oraz wzór na to, jak mogę go zrobić. Dostałam specjalny zestaw do mieszania perfum z trzema różnymi płynami, które wcześniej wybrał dla mnie system. Odmierzając pipetą odpowiednie ilości każdego z nich i przelewając do menzurki musiałam być bardzo dokładna, bo podobno pomylenie się nawet o 1 ml kompletnie zmieniłoby zapach. Gdy już wszystko było odmierzone i wymieszane, przelałam mój perfum do flakonika i voilà! Gotowe. O dziwo naprawdę mi się podoba i na pewno będę go używać 🙂 Na koniec miałam możliwość ozdobienia swojej buteleczki cyrkoniami, narysowania na niej czegoś albo przewiązania wstążką przy przygotowanym do tego specjalnie stole z akcesoriami. Osobiście z tej możliwości nie skorzystałam i poszłam już tylko zobaczyć co mają w sklepiku z pamiątkami.
Po wyjściu z muzeum cieszyłam się jeszcze piękną pogodą na ławeczce w parku, obserwując sobie jednocześnie miejscową młodzież grającą w piłkę i jeżdżącą na deskorolkach. Wracając wstąpiłam do centrum handlowego, w którym zjadłam okrutnie niezdrowego cheesburgera w McDonald’s i odnosząc tackę zostawiłam oczywiście torebeczkę z moim perfumem na stoliku. Zorientowałam się, że jej nie mam dopiero przy wejściu na stację kolejową, ale Japonia jest na tyle wspaniałym krajem, że nawet jak ktoś zostawi iPada na ladzie w Zarze, to gdy po niego wróci za 15 minut, to on dalej będzie tam leżał (pozdrowienia dla Fabricio! 😛 ). Tak samo oczywiście było z moją pamiątką.
6 komentarzy
Ciekawa jestem z jakich składników ten twój zapach ? Czego nuta w przewadze?
Główne nuty zapachowe to liście fiołka i kwiaty jagodlina wonnego- Ylang Ylang
Środkowa nuta to min. róża, jaśmin i konwalia, a w końcowej nucie czuć brzoskwinie 🙂
Super!!! Chciałabym odwiedzić takie muzem. Zazdroszczę !!! Życzę Ci wielu wspaniałych miejsc 🙂 odkrywaj dalej..
Brawo. Gratulacje dla autora
Hello! I just would like to give a huge thumbs up for the great info you have here on this post. I will be coming back to your blog for more soon.
Hi there, I do thinjk your bllog could possibly be having wweb browser
compatibility issues. Wheen I look at your website in Safari, it looks fine but when opening in IE, it has somke overlapping
issues. I simply wanted to give you a quick heads up!
Aside from that, fantastic blog!