1. Autobusy miejskie
Pisałam już we wpisie o wycieczce do Kioto o tym, że korzystając z autobusów w tym mieście możemy kupić albo całodniowy bilet, którego koszt to 500 jenów i na jego podstawie podróżować komunikacją miejską ile nam się podoba, albo za każdym razem, bez znaczenia ile przystanków i dzielnic przejechaliśmy, uregulować 230 jenów w specjalnej maszynie obok kierowcy, wychodząc z autobusu. W Iwacie i Yaizu, mieście, w którym mieszka brat Krzyśka Radek, poszli o jeszcze jeden krok dalej. Do autobusu nie wchodzimy z kupionym biletem, a wręcz przeciwnie- pobieramy go na wejściu ze specjalnej maszynki. Nadrukowany jest na nim numer przystanku, na którym wsiedliśmy. Obok kierowcy powieszony jest ekran, na którym wyświetlona jest liczba przystanków (w tym wypadku było to od 1-24), a przy każdym numerku kwota, którą trzeba uregulować wysiadając. Gdy opuszczamy autobus, odliczoną kwotę wrzucamy do maszynki, w której jeżeli nie mamy drobnych, możemy też rozmienić banknoty. Co ciekawe nikt nie weryfikuje tego ile monet wrzuciliśmy wysiadając. Japończycy z góry zakładają, że wszyscy są uczciwi i zapłacą dokładnie tyle, ile powinni.
2. Tablice rejestracyjne i kei car
W Japonii tablice rejestracyjne montowane są tak jak np. w Polsce z przodu i z tyłu samochodu. Na co dzień spotkać możemy 4 podstawowe rodzaje tablic rejestracyjnych. Ciemno zielone znaki na białym tle, białe znaki na ciemnozielonym tle, czarne znaki na żółtym tle i żółte na czarnym. Czym one się różnią? Podstawową tablicą rejestracyjną, którą osoba prywatna przeczepi na auto jest ta biała z ciemnozielonymi numerami. Jej odwrotność przeznaczona jest dla samochodów dostawczych. I nie ma tu znaczenia, czy samochód ten transportuje towary, czy jest to po prostu firma wynajmująca samochody z kierowcami do przewożenia osób. Wiele samochodów spotykanych na ulicy ma jednak żółte rejestracje z czarnymi znakami Dlaczego? Przeznaczone one są dla specjalnych samochodów, nazywanych przez nas na co dzień „puszkami” albo „mydelniczkami”, choć właściwie nazywane są one kei car. Gdy po II wojnie światowej większość japońskich rodzin nie mogła sobie pozwolić na kupno nowego, pełnowymiarowego auta, rząd postanowił wprowadzić ulgi podatkowe i ubezpieczeniowe w celu zachęcenia obywateli do pobudzenia własnej gospodarki przemysłowej na konkretny segment samochodów. Na przestrzeni lat standard kei car się zmieniał, jednak od 1998 roku wygląda on następująco: maksymalnie 3,4m długości i 1,48m szerokości, 2m wysokości, maksymalna pojemność silnika to 660m3, a moc 64 KM. Co śmieszniejsze, dla tego rodzaju samochodów również stworzono tablice rejestracyjne dla samochodów transportowych… w przeciwieństwie do aut prywatnych mających żółtoczarne, te są czarnożółte.
3. Maszyny na parasolki
Gdy w deszczowy dzień wchodzimy do sklepów, centrów handlowych bądź innych miejsc świadczących jakieś usługi na wejściu możemy spotkać bardzo praktyczną rzecz, dzięki której nie nakapiemy w całym pomieszczeniu wodą z parasola. Maszyna, do której wkładamy parasolkę od góry, po czym wyciągamy ją ruchem w swoją stronę. Po wyciągnięciu parasola z tego urządzenia mamy go już okrytego folią, którą przy wyjściu tylko ściągamy, a w sklepie zachowana jest czystość. Bardzo proste i pomysłowe 🙂 na dole filmik, który znalazłam w sieci, przedstawiający ten cały skomplikowany proces 😛
4. Dzieci demony
Teraz najdziwniejsza informacja na dziś. Pod koniec września w Ambasadzie Japonii w Warszawie odbywały się swego rodzaju warsztaty na temat Kraju Kwitnącej Wiśni. Wzięła w nich udział między innymi Małgosia. Opowiedziała nam, że jeden z profesorów opowiadających o kulturze w Japonii zrobił wykład na temat małych dzieci. Podobno mówi się, że dziecko do 1 roku życia nie powinno zacząć chodzić. I teraz najlepsze- dlaczego? Bo jeżeli zacznie, to znaczy, że ma w sobie jakieś złe demony……. W związku z tym, Japończycy mają przygotowane takie małe piłeczki wypełnione ryżem (z tego co zrozumiałam, to coś w stylu zosiek do zabawy) i rzucają nimi w dzieci, gdy te próbują się podnosić na nóżki przez ukończeniem 1 roku życia. Przedziwna informacja, którą próbowałam zweryfikować z Fabrim- tłumaczem klubowym, o którym już wspominałam kilka razy. Powiedział, że On nigdy o czymś takim nie słyszał ani z niczym takim się nie spotkał, nie wyklucza jednak, że w jakiś tradycyjnych kręgach coś takiego jest praktykowane.
5. Stacje benzynowe
W Japonii bardzo łatwo można się przyzwyczaić do tego, że klient w każdym miejscu traktowany jest po królewsku. Szczególnie można to odczuć na stacjach benzynowych. Do dyspozycji mamy w zasadzie dwa rodzaje- samoobsługowe, gdzie wszystkie czynności wykonujemy sami i płacimy w maszynie (coś w stylu naszych stacji przy Tesco, 123 itp.) albo takie z obsługą. Już wjeżdżając na teren stacji kierują się do nas z 2 osoby pokazując, w którym miejscu mamy stanąć. Następie jedna z nich podchodzi i pyta jakie paliwo zatankować i za ile. My nie wysiadając nawet z samochodu składamy coś w stylu zamówienia i czekamy. W tym czasie dostajemy wilgotną ściereczkę, którą możemy przetrzeć sobie kokpit w aucie lub możemy pozbierać śmieci znajdujące się w samochodzie i przekazać je pracownikowi stacji by je wyrzucił. Gdy benzyna wlewa się do baku, pracownik stacji myje jeszcze wszystkie szyby w aucie i przeciera lusterka. Gdy tankowanie się kończy podchodzi z rachunkiem, a my przekazujemy mu gotówkę albo kartę płatniczą, której następnie używa w maszynie i odnosi nam resztę bądź kartę z rachunkiem do podpisu. I tyle. Zero wychodzenia, marznięcia i babrania się z tankowaniem. Znam wiele kobiet w Polsce, które byłby zachwycone taką wizytą na stacji 😛 jedyne co, że tak samo jak u nas trzeba niestety płacić za benzynę ;( ;P
Jeżeli podobał Wam się wpis zachęcam do klikania serduszka w lewym górnym rogu oraz komentowania 🙂
1 komentarz
You are so interesting! I do not suppose I have read a single thing
like this before. So nice to discover another person with some
original thoughts on this topic. Seriously.. thanks for starting this
up. This site is one thing that’s needed on the
internet, someone with a bit of originality!