Od ostatniego wpisu minął już prawie tydzień. W piątek pochłonął mnie Ojciec Chrzestny, a w sobotę powoli zaczęło się już wielkie pakowanie do domu na święta. Zrobiliśmy jeszcze szybkie zakupy w sklepiku klubowym Jubilo żeby nie wracać do Polski z pustymi rękoma. Kiedyś już chyba o tym wspomniałam, ale bardzo spodobało mi się to, że mnóstwo produktów, które klub ma w swoim asortymencie jest spersonalizowanych. Przed meczem Krzysiek przyniósł do domu nawet lizaki ze swoją podobizną, które zostały już zamówione i na dniach mają pojawić się na półkach sklepowych.
W niedzielę o 13 wybrałam się jeszcze na mecz Jubilo, które po ostatniej wyjazdowej porażce wygrało tym razem z drużyną Oita Trinita 2:1 i uplasowało się na drugim miejscu w tabeli. Pomimo nienajlepszej pogody Yamaha Stadium znowu był prawie pełen, a przed nim czekało na kibiców mnóstwo atrakcji. Jedną z nich jest zdobywanie przez sympatyków posiadających tak zwane karty członkowskie punktów za obecność na meczach domowych, robienie zakupów w budkach gastronomicznych, kupowanie biletów na mecze i gadżetów. Punkty na karcie się kumulują i można je później wymieniać na nagrody. Coś w stylu punktów PAYBACK tylko, ze na mniejszą skalę i z fajniejszymi kibicowskimi benefitami. Za 39 000 punktów można na przykład stanąć z drużyną do zdjęcia, które robione jest po wyjściu na boisko przed każdym rozpoczęciem spotkania. Poza tym można wymienić punkty na bilet VIP, do którego dołączona będzie koszulka zawodnika z autografem albo wycieczkę po stadionie w towarzystwie piłkarzy. Poza tym porozstawiane były oczywiście dmuchane zjeżdżalnie dla dzieci, również obrandowane logo i herbem Jubilo można było zagrać z 2 niełapiącymi się do meczowej osiemnastki zawodnikami w papier- kamień- nożyce o zwrot kosztów zapisania się do „Klubu Kibica”, czy sprawdzić z jaką szybkością leci kopnięta przez nas piłka. Po wejściu na stadion każdy kibic otrzymał znowu niebieską, silikonową bransoletkę i program meczowy. Po wyjściu na rozgrzewkę piłkarze wyrzucili jeszcze w trybuny po 2 piłki z autografami a jedną z nich prawie udało mi się złapać, ale gdy już dolatywała do mnie to jakimś cudem skręciła w bok :p Atmosfera na stadionie po raz kolejny była niesamowita, a zawodnikiem meczu został Yuki, 23 letni pomocnik z numerem 4, który po pięknym strzale z rzutu wolnego dał drużynie zwycięstwo w końcówce meczu.
Wieczorem po meczu wsiedliśmy w Shinkansen’a i pojechaliśmy do Nagoi, skąd w poniedziałek rano miałam wylot. Z samolotu udało mi się w końcu zobaczyć Fuji, a Japonia z góry jest chyba jeszcze piękniejsza niż z ziemi. Chociaż oczywiście akurat teraz zaczęły kwitnąć wiśnie i wszyscy turyści zjeżdżają się by to zobaczyć, ale w Iwacie na szczęście też było ich sporo posadzonych przy rzece i drogach, więc jakiś zalążek udało mi się zobaczyć. Podróż z powrotem trwała trochę dłużej niż ta 1,5 miesiąca temu, ale o dziwo te 10,5 godziny pierwszego lotu zleciało mi wyjątkowo szybko. Wystraszyłam się trochę lądując w Helsinkach, bo na nogach miałam trampki, a dookoła panowała mała zawierucha śnieżna. Lot do Warszawy opóźniony był o 1,5 godziny, dzięki czemu czekając poznałam Reprezentację Polski w wędkarstwie pod lodem, która właśnie wracała z Mistrzostw Świata. Nie miałam nawet pojęcia, że coś takiego istnieje, a w tym roku odbyła się już 13 edycja. Podobno jest to sport bardzo popularny wśród Rosjan, Ukraińców i Kanadyjczyków ze względu na sprzyjające warunki atmosferyczne. Kłopotliwym momentem był podobno brak aplauzu w trakcie prezentowania ekipy z Rosji, no ale trudno się dziwić. W Warszawie byłam po 19:30, a na lotnisku czekali już stęsknieni rodzice. Wstąpiliśmy jeszcze z krótką wizytą na kolację do Łomny, skąd niestety jak zawsze trzeba było wyjeżdżać dużo szybciej niż by się chciało. Mnóstwo śmiechu i niesamowicie ciepła, domowa atmosfera. No i Babcia, która też w poniedziałek wróciła z Ukrainy i powiedziała, że po powrocie od razu nadrabiała zaległości blogowe 🙂 W domu byłam w środku nocy, a wczorajszy wieczór spędziłam już w gronie przyjaciół, za którymi trzeba przyznać- trochę się stęskniłam 🙂
P.s.
Dzisiaj wyjątkowo w środku tygodnia Jubilo grało kolejny mecz z Tochigi SC. Niestety tym razem oglądałam go na laptopie, ale wygrali 3:0 i tym samym awansowali na pierwsze miejsce w tabeli! Brawa dla Adailtona, który strzelił dwa gole i zaliczył asystę!