Chwilę temu wróciłam do domu po pierwszym w tym sezonie meczu Jubilo. Jestem zachwycona, oniemiała i brak mi słów! Ale od początku.
„Match day” zaczął się już niespodziewanie o 8:30 kiedy to chwilkę po tym jak Krzysiu wyszedł na zbiórkę za oknem odezwały się jakieś dziwnie głośne dźwięki. Budzik miał zadzwonić dopiero za godzinę, więc postanowiłam je zignorować. Okazało się to jednak niemożliwe, gdyż na ulicy pod budynkiem zaczął się jakiś koncert. Zaspana, z rozczochranymi włosami i w pidżamie wyszłam na balkon przed mieszkaniem i jednym otwartym okiem zauważyłam, że na głównej ulicy odbywał się jarmark. Mnóstwo kramów, setki ludzi i przeróżne egzotyczne produkty do kupienia. Od dziesiątek rodzajów herbat, poprzez owoce morza, wyroby z drewna, warzywa i przysmaki, a kończąc na żywym żółwiu wielkości stolika w salonie. Dodatkowo przy prawie każdym ze stoisk ustawiony był głośnik, z którego leciała piosenka „Forza forza Jubilo!”.
O 12 przyjechała po mnie Sawakho (żona wspominanego już tłumacza Fabricio) i pojechałyśmy na Yamaha Stadium. Mimo tego, że do meczu była jeszcze prawie godzina, to już z daleka, stojąc w korku, widziałyśmy, że trybuny są prawie pełne. Teren przed bramami stadionu był zapełniony dmuchańcami dla dzieci, budkami z jedzeniem, sklepikami i wszędzie było mnóstwo ludzi, a wszyscy ubrani w barwy Jubilo i koszulki zawodników. Większość z numerem 22, czyli Daisuke Matsui’ego, którego swego czasu mogliśmy oglądać w barwach Lechii Gdańsk na boiskach Ekstraklasy, okazuje się że w Japonii jest on prawdziwą gwiazdą. Przed meczem kibice mogli też zapozować do zdjęcia z maskotkami drużyny, by chwilę później zobaczyć się i oznaczyć w specjalnym albumie na oficjalnym profilu Jubilo na Facebooku. Jedną z atrakcji była też możliwość napisania życzeń dla drużyny na flagach, które później wywieszane były na płocie wokół stadionu. Gdy siadłyśmy na swoich miejscach, to po lewej miałyśmy tak zwany „młyn” i to właśnie on robił największe wrażenie podczas tego meczu. Cały niebieski, głośny przez całe spotkanie i naprawdę niesamowicie dopingujący swoją drużynę. Z ręką na sercu, nie widziałam ani nie słyszałam jeszcze czegoś takiego nigdy i nigdzie. Nawet podczas rozgrzewki kibice dopingowali swoich zawodników klaszcząc gdy udało im się trafić do bramki. Gdy Krzysiek schodził do szatni zaczęli coś śpiewać i nagle Sawakho powiedziała mi żebym się wsłuchała. Cały stadion śpiewał „Idź do niego Kamiński, idź do niego Kamiński!”.
Po powrocie Krzysiu wytłumaczył mi, że prawdopodobnie translator przetłumaczył im w ten sposób „Naprzód Kamiński” i teraz cały stadion śpiewa te polskie słowa piosenki. Mecz zaczynał się o 13, wcześniej przedstawiono oczywiście wszystkich zawodników, a towarzyszyły temu przygotowane wcześniej grafikami na telebimie. Gdy obie drużyny weszły na boisko, najpierw Ambasador Polski wręczył Krzyśkowi kwiaty, a następnie przywitano wiązankami również kapitanów obu drużyn oraz sędziego.
Podczas całego meczu kibice non stop śpiewali! Tak naprawdę bez przerwy! Albo Forza Forza Jubilo, albo jeszcze inną piosenkę podobną do naszych stadionowych „lolololo…”, albo jak któryś z zawodników coś zrobił, cokolwiek, to piosenkę z jego nazwiskiem. Nie tak jak u nas, że jak strzelił bramkę, albo popisał się świetną interwencją, nie. Przy prawie każdej kontrze, każdym oddanym strzale, każdej obronie, bądź zablokowaniu przeciwnika. Jeden wielki, pozytywny doping pozostawiający po sobie niesamowite wrażenie.
Mecz zakończył się wynikiem 3:1, więc 3 punkty po inauguracyjnym spotkaniu zostały w Iwacie. Zawodnikiem meczu został Anglik, Jay, któremu w ramach nagrody wręczono czek na 100 000 jenów. Taka nagroda przyznawana jest podobno po każdym spotkaniu. Gdy sędzia gwizdnął po raz ostatni obie drużyny zeszły na środek boiska, ustawiły w linii tak jak przy początkowej prezentacji i ukłoniły się po kolei wszystkim 4 trybunom. Następnie zawodnicy podeszli jeszcze do „młyna” i poświętowali zwycięstwo z kibicami. Gdy drużyna zeszła już do szatni to nikt nie myślał o zbieraniu się do domu. Jeszcze jakieś 30 minut po zakończenia spotkania kibice śpiewali na trybunach i skandowali nazwiska zawodników, a później czekali przy tunelu na swoich idoli żeby choć przez chwilę zobaczyć ich z bliska.
Kiedy zmierzałyśmy już powoli w stronę auta zahaczyłyśmy jeszcze o 2 sklepiki klubowe. Chciałam kupić szalik z numerem 21, ale okazało się, że w obu punktach sprzedaży został już całkiem wyprzedany 😉
Zainteresowanych większą ilością informacji na temat Jubilo zachęcam do przeczytania wpisów o mojej “Pierwszej wizycie na Yamaha Stadium” oraz o “Spacerze po Iwacie” .
- fot. Jubio Iwata
3 komentarze
Witam serdecznie i sle gorace pozdrowienia w Wasza strone !!! Z tego co widze, dobrze se radzicie i macie niezla zabawe, wiec coz chciec wiecej ?!
3:1 na poczatek tez piechota nie chodzi ……….
Barwy w tej Iwacie tez pasuja, tylko musisz napisac, jak jest “Niebiescy” po japonsku …………
A poza tym pracujcie np. nad meczem towarzyskim, tu czy tam obojetnie, jak trzeba bedzie, to sie przejedziemy ……. 🙂
Bije z tego bloga naturalnoscia i szczeroscia. Ciesza mnie takie posty, zgadzam sie z kazdym zdaniem.
Plus 5 dla autora