Żeby nie przesiedzieć całego weekendu w domu, zebrałam się wczoraj za Jubilo do Kioto. To właśnie w tym wspaniałym mieście Iwata rozgrywała swój drugi mecz w sezonie. Przeciwnikiem był Kyoto Sanga, który swoje inauguracyjne spotkanie również zakończył wygraną 3:1, tyle że na wyjeździe.
W sobotę rano wskoczyłam w Iwacie do pociągu, żeby w Hamamatsu przesiąść się do Shinkansena i w ciągu godziny pokonać prawie 300 km z prędkością sięgającą nawet 400km/h. O 13 byłam już w Kioto i po wizycie w centrum informacji turystycznej zaczęłam zwiedzanie, ale o tym więcej w ciągu tygodnia. Dlaczego? Bo całego Kioto nie dałoby się zwiedzić chyba w ciągu miesiąca, a co dopiero w niecałe 2 dni. Odwiedziłam kilka najważniejszych miejsc, które polecił mi przemiły starszy Pan, ale jakbym chciała to opisać wszystko za jednym razem, to nikt by tego nie przeczytał. Za dużo naraz, więc będę dawkować 🙂
Tutaj znajdziecie wpis na temat tego, co zobaczyć w Kioto.
Zacznę od tyłu, bo zwiedzanie Kioto zakończyłam właśnie wizytą na meczu. Pierwszy gwizdek zabrzmiał o 14, a na swoim miejscu po wielu przebojach udało mi się usiąść o 13:58, ale zdążyłam! Jak już chwilę odsapnęłam, to sama nie wierzyłam, że mi się to udało. Gdy weszłam zawodnicy stali już na prezentacji, kapitanom wręczano kwiaty, a boisko pełne było cheerleaderek i maskotek klubowych. Nie była to jedna ani dwie maskotki, spokojnie z 5, jak nie więcej. Stadion wypełniony po same brzegi (16 920 osób na meczu 2 ligi!), a po mojej prawej stronie mocna ekipa wyjazdowa Jubilo. Śpiewająca przez cały mecz, z flagami i robiąca prawie tak samo dobre wrażenie jak na swoim stadionie. I właśnie, stadion. Stadion w Kioto jest zupełnie inny niż ten w Iwacie. Przede wszystkim boisko otacza bieżnia lekkoatletyczna przez co sektory są znacznie oddalone i widoczność jest zdecydowanie gorsza niż na Yamaha Stadium. Trybuny same w sobie też nie są wysokie, a raczej płaskie co dodatkowo potęguje wrażenie, że jest się bardzo daleko od tego, co dzieje się na boisku. Żaden z sektorów nie jest zadaszony, a sam stadion jest jednym z 3 obiektów w całym kompleksie, który nosi nazwę Nishikyogoku Sports Park i zawiera też w sobie boisko drużyny baseballowej i obiekt treningowy.
Wokół całego stadionu porozstawiane są punkty gastronomiczne z przeróżnymi produktami do wyboru. Można sobie nawet było kupić zestaw z sushi, albo ryż z kawałkami mięsa na ciepło. Poza tym mnóstwo stoisk z gadżetami klubowymi, ale nie tylko drużyny z Kioto, ale również Jubilo. Co najlepsze, kibice drużyny przeciwnej ustawiali się w kolejce, żeby kupić sobie jakiś niebieski gadżet 😉 Brak jakichkolwiek waśni było widać też na trybunach. Zero policji, zero agresji, zamiast ochrony przemiłe, anglojęzyczne służby informacyjne, a kibice siedzący obok siebie i po prostu oglądający mecz. Jedni w szalikach i koszulkach Jubilo, drudzy Sanga.
Spotkanie zakończyło się wynikiem 0:2, a drużyna z Iwaty znajduje się po dwóch kolejkach na pierwszym miejscu w tabeli z kompletem punktów. Obie bramki padły w pierwszej połowie. Autorem pierwszej był obrońca grający z numerem 33 Fujita Yoshiaki, natomiast drugi raz piłkę do bramki skierował Brazylijczyk Adaiuton po pięknej indywidualnej szarży. Na początku drugiej połowy Jubilo trochę oddało inicjatywę, co doprowadziło do oddania kilku strzałów na bramkę Kamyka, a najgroźniejszym z nich było uderzenie zza pola karnego, które na całe szczęście trafiło w słupek. W 74’ na boisku zameldował się Daisuke Matsui, który wracając po lekkiej kontuzji zmienił strzelca drugiej bramki.
Gdy sędzia odgwizdał koniec meczu zawodnicy oczywiście podeszli podziękować swoim kibicom za wspaniały, nieustający doping i cieszyć się razem z nimi z kolejnego zwycięstwa. Gdy po jakimś czasie zeszli już do szatni, feta na trybunach trwała jeszcze przez kilka dobrych minut 🙂
Tak jak napisałam na początku. Więcej o wizycie w Kioto będę pisała w odcinkach w ciągu tygodnia. Póki co zapraszam do oglądania zdjęć i filmiku z dzisiejszego meczu!