Siądź spokojnie…Pomyśl… ”Japonia”. Pierwsze skojarzenie? Pewnie sporo z Was pomyślało „sushi!” 😉 Mi przed wyjazdem Kraj Kwitnącej Wiśni też głównie kojarzył się z tą właśnie potrawą- zwłaszcza jeżeli myślałam o tym, co tutaj się je. Oj jak bardzo się myliłam. Trzeba jednak przyznać, że sushi jest istotną częścią menu Japończyków. Wielokrotnie pisałam już o tym, jak wchodząc do sklepu spożywczego, bądź supermarketu spotykam się z ogromną ilością gotowego już, przygotowywanego głównie w kuchniach na miejscu jedzenia. Jedną z opcji do kupienia jest oczywiście sushi.
Prawda jest jednak taka, że jedzone jest tutaj w trochę innej formie niż na zachodzie. U nas sushi kojarzymy głównie z makami- zawiniętymi w ryż, małymi kawałkami surowej ryby z mnóstwem dodatków. Pamiętam jak na samym początku pobytu w Japonii, jakieś półtora roku temu (ale ten czas leci…), pojechaliśmy do restauracji na sushi. Była to najbardziej popularna forma lokalu podającego ten rodzaj potrawy w Iwacie, czyli siadało się przy stolikach, a pomiędzy nimi na taśmach jeździły małe porcje sushi. Każdy mógł wziąć talerzyk, albo klikając w ekran tableta zamówić sobie sztuki z innymi rodzajami ryb niż te przygotowywane „taśmowo”. Siedząc i patrząc na to, co przyjeżdżało zaczęłam szperać w tablecie. Nie mogłam uwierzyć, że w menu są głównie nigiri– czyli ułożone na uformowanym w dłoniach ryżu duże kawałki ryby.
Będąc w Polsce zwykle stroniłam od tego rodzaju sushi, wybierając w te, które miały jak najwięcej dodatków. Długi czas po tym lunchu chodziłam i szukałam restauracji, w której podaliby mi to „prawdziwe japońskie sushi”, bo żyłam w przekonaniu, że tutaj to muszą dopiero robić super rolki, takie jakich w Polsce nawet nie widziałam. Oj jakże byłam daleka od prawdy… Okazuje się, że w Japonii popularne u nas maki, futomaki, California roll, Philadelphia roll i inne tego typu wymysły to zachodnia, głównie amerykańska interpretacja japońskiego sushi. Oczywiście znajdziemy też maki. Będą one jednak dość „ubogie” jak na nasze standardy- z jednym składnikiem wewnątrz, czasem z 2-3 składnikami. Przyznam jednak, że z tymi bardziej obfitymi spotkałam się tylko w sklepach, a nie w restauracjach. Zamawiając tutaj zestaw sushi, bądź idąc do restauracji serwującej to danie możemy się spodziewać głównie:
–nigirizushi, co w wolnym tłumaczeniu oznacza „sushi ugniatane rękoma”- na uformowanym dłońmi ryżu w kształcie owalnych paluchów układa się jeden rodzaj neta. Neta to może być łosoś, tuńczyk, albo jakiś owoc morza. Niektóre składniki, takie jak słodki omlet (tamago), ośmiornicę, czy unagi (rodzaj węgorza, z którego w szczególności słynie Hamamatsu) przywiązuje się do ryżu paskami z nori– wysuszonych, jadalnych wodorostów. To zwykle w nori owinięte są maki podawane w Polsce.
– gunkanmaki, tłumaczone jako sushi w kształcie okrętu wojennego. Jest to rodzaj nigiri. Uformowany w rękach ryż owinięty jest nori, tak by wystawało u góry, a w środek włożony jest jakiś składnik. Może to być ikra, natto (sfermentowana soja), przepiórcze jaja, kukurydza z majonezem, przegrzebki albo wiele innych składników.
– makizushi– czyli dobrze znane amatorom sushi rolki, ale tak jak wspominałam wcześniej- zwykle z jednym składnikiem- tuńczykiem, ogórkiem, awokado, łososiem, rzodkiewką konserwową itp.
– inarizushi– są to sakiewki ze smażonego tofu, wypełnione zwykle tylko ryżem. Czasem podawane są z ryżem i jakimiś dodatkami- tak jak zaserwowała mi je kiedyś Lisa. W smaku inarizushi są słodkie. Ich nazwa pochodzi od jednego z bogów religii shinto- Inari, który wedle wierzeń jest fanem smażonego tofu (hah 🙂 ).
Te wymienione wyżej rodzaje sushi są moim zdaniem najbardziej popularne w Japonii. Istnieje oczywiście jeszcze wiele innych odmian, ale myślę, że opisywanie każdego z nich zajęłoby jeszcze dobrych kilka stron 😉
Jadąc wiosną na mecz do Niigaty wybrałam się tam dzień wcześniej. Na miejscu czekała na mnie Lisa i jej przyjaciele, którzy zaprosili mnie do siebie na kolację. To właśnie wtedy zrobiłam swoje pierwsze w życiu sushi. Dziewczyny pokazały mi, jak w bardzo łatwy sposób przyrządzić tamari sushi– czyli sushi zrobione z poprzez formowanie w rękach ryżowych kulek i nakładanie na nie przeróżnych składników. Jest to naprawdę bardzo proste, dlatego postanowiłam podzielić się z Wami przepisem, żeby każdy mógł w domu zrobić sobie swoje sushi i pochwalić się rodzinie czy znajomym 😉
Potrzebne składniki:
(podlinkowałam Wam od razu miejsca, w których możecie je kupić 🙂 )
– ryż
– woda
– świeże kawałki surowej ryby, albo owoców morza
– wasabi
– folia spożywcza
Zaczniemy od przygotowania ryżu. W sklepach można znaleźć specjalny ryż do sushi, mający mniejsze i bardziej okrągłe ziarenka. Możecie go też kupić TUTAJ. Wsypujemy ryż do miseczki i zalewamy zimną wodą. Płuczemy ryż, mieszając go ręką w wodzie, która zacznie robić się mętna. Wylewamy wodę i zalewamy świeżą. Czynność powtarzamy 3-5 razy, aż woda w miseczce będzie przejrzysta.
Po wypłukaniu ryżu przesypujemy go do garnka. Teraz ważne są proporcje. Jeżeli użyliśmy przykładowo szklanki ryżu, to zalewamy go niecałą szklanką wody. Jeżeli użyliśmy dwóch szklanek ryżu, to zalewamy go dwoma niepełnymi szklankami wody. W garnku powinno jej być trochę ponad leżący na dnie ryż. Garnek przykrywamy pokrywką (ważne by podczas gotowania cały czas była na garnku!) i palnik włączamy na duży ogień. Gdy woda zagotuje się po raz pierwszy, zmniejszamy ogień na mały i gotujemy ryż około 8 minut. Od tego momentu go nie mieszamy tylko zostawiamy samego sobie- japoński sposób 😉
(do mieszania ryżu najlepiej używać drewnianej bądź plastikowej łyżki, by nie zepsuć ziarenek podczas gotowania)
Po tym czasie sprawdźcie co się dzieje pod pokrywką. Jeżeli woda zniknęła, a ziarenka są większa i posklejane to znaczy, że jest gotowe. Jeśli woda wciąż jest w środku, sprawdzajcie co chwilę jak wygląda sytuacja zwracając uwagę na to by nie spalić ryżu od spodu.
Przy wyjmowaniu ryżu również używajcie najlepiej tylko drewnianej lub plastikowej łyżki. Po raz kolejny po to, by nie zepsuć ziarenek ryżu, ale również po to, by przy dodanym za chwilę occie metalowa łyżka nie weszła w reakcję chemiczną- coś o czym bym nigdy wcześniej nie pomyślała 😉 Gdy jeszcze ciepły ryż będziecie mieli w miseczce doprawcie go octem do sushi. I znowu- ważne by było to specjalny ocet do sushi (do kupienia np. TUTAJ), a nie żaden inny bo zepsujecie smak ryżu! Dzięki temu octowi ryż nabierze specyficznego, delikatnie słodkawego smaku. Na jedną szklankę nieugotowanego ryżu wykorzystajcie do polania około 4 łyżek stołowych octu. Wszystko dokładnie wymieszajcie i zostawcie do ostudzenia.
(miseczkę z ryżem najlepiej przykryć mokrą ścierką by w trakcie studzenia nie zrobił się suchy i twardy)
Gdy ryż ostygł bierzemy się za formowanie. Potrzebny nam będzie do tego kawałek folii spożywczej. Na jedną rękę kładziemy folię, układamy na niej około łyżki ryżu, zawijamy i formujemy kulkę (jak na nagranym przeze mnie filmiku, do którego link macie na samym dole postu 🙂 ).
Gdy już uformujemy cały ryż nadejdzie pora na nałożenie ryby. Ja poszłam trochę na łatwiznę i kupiłam pokrojone już cienkie paski sashimi, ale sami tez możecie pociąć wybrane przez Was ŚWIEŻE filety w małe, cienkie kawałki. Możecie też użyć krewetek, czy czego dusza zapragnie 😉
Bierzemy na rękę kolejny kawałek folii, tym razem jako pierwszą kładziemy rybę, następnie jeżeli ktoś lubi to troszkę wasabi, a na końcu uformowaną wcześniej kulkę ryżową. Ponownie zawijamy wszystko w folię i delikatnie ugniatamy by ryba ładnie przykleiła nam się do ryżu. Po odwinięciu z folii mamy gotowe sushi! 🙂
Smacznego!! 🙂
Jeżeli podobał Wam się wpis zachęcam do klikania serduszka w lewym górnym rogu oraz komentowania 🙂
2 komentarze
Genialny przepis, nie sądziłam, że to będzie tak proste ;] trzeba będzie zrobić “śląskie sushi” 😀
Ja od lat jadam sushi w Sakanie na Moliera i odkąd zrobili catering to jestem ich stałą bywalką i każda moja impreza ma sushi od nich. Uwielbiam!